home

Home

emoji_events

Ranking

star

Premium

event

Mecze

account_circle

Logowanie

 
Utracona szansa w Złotoryi! 2 tygodnie temu | 05.04.2025, 22:19
Utracona szansa w Złotoryi!

Przed pierwszym gwizdkiem było wiadome, że jeśli zdobędziemy punkty na trudnym terenie w Złotoryi, to zasiądziemy na fotelu lidera. Taka sytuacja zaistniałaby po raz pierwszy w sezonie 2024/25. Nasz bezpośredni rywal w walce o awans bardzo niespodziewanie stracił prowadzenie u siebie w meczu z Błyskawicą Gać i dodatkowo stracił drugą bramkę, przegrywając swój drugi mecz w tym sezonie.

Nasi zawodnicy wyszli na boisko ze świadomością stawki i z pewnością mieli apetyt, by uszczęśliwić swoich kibiców. Ten mecz pokazał jednak, jak nieprzewidywalna i przewrotna potrafi być piłka nożna. Już w 7. minucie, po bardzo dobrej akcji Maćka Bachty, który doskonale dograł do Piotra Grzelczaka, ten fantastycznie wykończył akcję strzałem w okienko bramki Górnika. Wydawało się, że kolejne bramki to kwestia czasu, ponieważ w rundzie wiosennej nasi zawodnicy po szybkim otwarciu zazwyczaj szybko zamykali mecze kolejnymi trafieniami.

Tym razem wydarzyło się coś, co nie powinno się zdarzyć – a już na pewno nie liderowi drużyny tak doświadczonemu, jak Wojciech Łuczak. W okolicach pola karnego zupełnie niepotrzebnie obrócił się z piłką w stronę własnej bramki , zamiast odegrać ją do któregoś ze współpartnerów. Był pod presją dwóch zawodników Górnika i bardzo niebezpiecznie zagrał w światło bramki – prawdopodobnie do Dominika Budzyńskiego lub jednego z naszych stoperów. To wykorzystał Tymoteusz Wąsiński, który przeczytał to zagranie Łuczaka, przejął piłkę jak po "idealnej asyście" i z zimną krwią doprowadził do remisu.

Była 9. minuta meczu. Stracona bramka nie powinna wpłynąć na tak doświadczony zespół, jednak od tego momentu w nasze poczynania – zarówno defensywne, jak i ofensywne – wkradła się dziwna nerwowość. To Górnik Złotoryja co chwilę stwarzał sobie dogodne pozycje do strzału, szczególnie grożąc naszej bramce swoją lewą stroną boiska. Barycz grała bez błysku, przede wszystkim w ofensywie. Górnik skutecznie zamknął nam skrzydła i zneutralizował środek pola. Taki stan rzeczy tylko nakręcał całą drużynę Górnika, która zwietrzyła szansę na sprawienie niespodzianki.

Pierwsza połowa mimo to mogła zakończyć się naszym prowadzeniem. W doskonałej sytuacji przed bramką znalazł się Wiktor Kacprzak, ale nie był w stanie opanować piłki po dobrym podaniu za linię obrony. W tej sytuacji próbował jeszcze dobić Grzegorz Kotowicz, ale piłkę odbił bramkarz gospodarzy.

W drugiej połowie trener Horwat nie zdecydował się na zmiany, licząc na przełamanie wyjściowego składu. W ataku aktywny był Piotr Grzelczak, który jednak nie miał odpowiedniego wsparcia. Kilkukrotnie „Grzelu” cofał się do rozgrywania piłki, ale ciągle nie mogliśmy znaleźć sposobu na dobrze zorganizowaną obronę Górnika.

W 58. minucie drużyna Górnika rozrywała składną akcję swobodnie swoją lewą stroną. Znajdujący się w naszym polu karnym, tyłem do bramki Tymoteusz Wąsiński bez większych problemów obrócił się z piłką– przy biernej asyście Marcina Wdowiaka i Jana Kużmy – i idealnie posłał piłkę w długi róg, tuż przy słupku.

Po stracie bramki trener Horwat postanowił dokonać zmian. Na boisku pojawili się Jakub Gil za Grzegorza Kotowicza oraz Maciej Tomaszewski w miejsce Wiktora Kacprzaka.

Konsternacja i niedowierzanie zapanowały wśród zawodników, sztabu i kibiców. Było jednak jeszcze dość czasu, by odmienić losy meczu. W 68. minucie nadarzyła się ku temu znakomita okazja. Świetnie urwał się obrońcom Piotr Grzelczak, a jeden z nich, próbując zatrzymać snajpera, dotknął piłkę ręką w polu karnym. Sędzia Nawracaj wskazał na jedenasty metr i wydawało się, że Barycz wraca do gry.

Ku zaskoczeniu chyba wszystkich, do rzutu karnego podszedł wprowadzony przed 2 minutami Maciej Tomaszewski, który dotychczas wykonywał jedenastki ze zmiennym szczęściem (2 strzelone, 2 niestrzelone). Być może został wyznaczony do wykonania karnego na tzw. przełamanie? Ta decyzja okazała się jednak chybiona – Tomaszewski uderzył bardzo niepewnie, co pozwoliło Michałowi Piotrowskiemu skutecznie obronić strzał.

Ten moment odebrał naszym zawodnikom wiarę. Mimo że przeważaliśmy, brakowało konkretów. Górnik miał dużo determinacji, co wystarczyło na bezradnych naszych graczy, którym coraz bardziej zaglądał w oczy strach przed straconą szansą. Zmiany dokonane przez sztab szkoleniowy Baryczy nie przyniosły oczekiwanego efektu. Dawid Bąk i Jakub Smektała nie mieli już wystarczająco dużo czasu, by odwrócić losy meczu.

Barycz poniosła drugą porażkę w tym sezonie – drugą na wyjeździe. Oprócz samego stylu martwi fakt, że drużyna gorzej radzi sobie, gdy musi odrabiać straty lub odzyskiwać prowadzenie po utracie bramki. Udało się to w Pucharze Polski w Żmigrodzie – dziś ta sztuka się nie powiodła. Z tej porażki trzeba będzie szybko wyciągnąć wnioski.

Od początku rundy udało się nam zaskoczyć rywali, przechodząc na system 4-4-2, co przyniosło pięć kolejnych zwycięstw. W tym meczu rywale najwyraźniej dobrze odczytali naszą dotychczasową grę i skutecznie ją zneutralizowali. Oby ta wpadka dała do myślenia trenerowi i zawodnikom. Jeśli wyciągną odpowiednie wnioski, szybko wrócą na zwycięską ścieżkę. A póki co – jak widać – potknąć może się każdy... a na razie na szczycie tabeli bez zmian!

 

Udostępnij
 
© SPORTIGIO 2025